Czy zastanawiałyście się kiedyś skąd wzięły się jedwabne pończochy? Jak wyglądała ich produkcja w latach 30. XX wieku? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w poniższym artykule z czasopisma „Moja Przyjaciółka” pochodzącym
z 1938 roku. Przyjrzycie się historii i procesowi produkcji jedwabnych pończoch widzianych oczami ówczesnej kobiety.
Z historii jedwabnej pończochy
„Jednym z najważniejszych i niezbędnych dziś rekwizytów stroju kobiecego są jedwabne pończoszki; przywykłyśmy uważać je za coś rozumiejącego się samo przez się, za nieodzowne uzupełnienie naszej toalety. Zdemokratyzowane i szeroko na całym niemal świecie rozpowszechnione, przestały być przywilejem pewnych tylko warstw – oczywiście tych najbogatszych – z drugiej zaś strony dawno zapomniałyśmy o tym, że za czasów młodości naszych matek, a już na pewno babek, stanowiły one synonim grzesznej lekkomyślności i próżności.
A jednak, choć tak bardzo się do nich przyzwyczaiłyśmy, nie powinniśmy zapomnieć, że ten produkt ludzkiej wynalazczości i postępu techniki jest wynalazkiem stosunkowo niedawnym, choć historia jego sięga 16-go wieku. Wtedy już bowiem piękna królowa Szkocji Maria Stuart otrzymała w podarunku pierwszą parę jedwabnych pończoch. Zwróciło to uwagę zazdrosnej jej rywalki Elżbiety, królowej Anglii, zamiłowanej ponad miarę w wyszukanym przepychu strojów. Kosztowne jedwabne pończochy, znajdujące się w posiadaniu królowej Szkocji, nie dawały spokoju zawistnej Elżbiecie. Dzięki temu otoczyła w swym państwie specjalnym poparciem sztukę wykonywania na drutach ręcznego trykotu, wprowadzając ją obowiązkowo do szkół. W krótkim czasie potem, angielski wynalazca nazwiskiem Lee, sporządził pierwszy warsztat trykotarski – wprowadzony wnet i rozpowszechniony we Francji i w Niemczech.
Z początkiem wieku 17-go w powszechnym użyciu były obowiązujące przy ślubnym stroju pończochy z białego jedwabiu, przetykane złotem – a historia wspomina o drogocennych jedwabnych pończochach ozdobionych złotym słońcem, które „król-słońce” Ludwik XIV ofiarowywał w dowód łaski monarszej damom swego serca. Samo przez się rozumie się, że pończochy takie, wspaniałe, lecz mało praktyczne, kosztowały ogromne sumy i dostępne były jedynie możnym tego świata.
Strojna i lekkomyślna epoka rokoko wprowadziła szeroko używanie jedwabnych pończoch i to nie tylko dla dam, lecz przede wszystkim dla mężczyzn. Wytworni paryscy dandysi nosili do obcisłych jedwabnych pantalonów sięgających do kolan, kolorowe lub białe jedwabne pończochy, często wzorzyste lub haftowane.
Po rewolucji francuskiej pończochy – jak wiele innych przedmiotów luksusu – uległy uproszczeniu. Jedwab zastąpiła biała bawełna, często mieszana z innymi kolorami. Pończochy te były według dzisiejszych naszych pojęć brzydkie, pogrubiały i deformowały nogę. Toteż już na schyłku 19-go stulecia elegantki próbowały wskrzesić modę cieńszych, jedwabnych pończoch, zastępując nimi solidne pończochy tzw. „patentowe” lub nieco cieńsze już „fild’Ecosse’y”. Ale długo jeszcze jedwabna pończocha daremnie walczyła o pierwszeństwo ze solidną rywalką – dopiero przewrót wojenny, który tyle zmian wprowadził w życiu i obyczajowości współczesnej, dopomógł jej do ostatecznego triumfu.
Wraz z modą krótkich sukien przyjęło się noszenie cienkich jedwabnych pończoszek, które z roku na rok stawały się delikatniejsze i piękniej tkane – a przy tym tańsze. Jedwabna pończocha stała się dostępna wszystkim kobietom, a nawet – i dodać trzeba „niestety” – zawędrowała dosłownie pod strzechy.
Kto nie zwiedził fabryki jedwabnych pończoch i nie przyjrzał się ich fabrykacji, nie może ocenić, ile wysiłku umysłu ludzkiego było potrzeba, aby za pomocą odpowiednich, pomysłowych maszyn uczynić produkcję jedwabnych pończoch tak tanią i łatwą. Nie wie też, ile pilnych i zręcznych rąk kobiecych pracuje wraz z maszynami, zanim gotowa para opuści fabrykę w lśniącym, celofanowym opakowaniu. Maszyny nie robią wszystkiego, nie potrafią pięknie zaokrąglić pięty, wykończyć bezbłędnie palców, zszyć równiutko jedwabnej tkaniny i nadać jej odpowiednią formę. Maszyna trykotarska wykonuje jedynie płaski, na pozór bezkształtny kawałek materii, zaczynając od podwójnego brzegu. Nowoczesna maszyna wykonuje naraz 24 pończochy, t. zn. cały tuzin par. Cała armia szpul z jedwabną nitką, podobnych do baterii flaszek z mlekiem, wiruje sprawnie z cichym szelestem. Gdy podwójny brzeg już gotów, a specjalne igły whaftowały ażurowy znaczek firmowy, maszyna pracuje coraz prędzej, odejmując i dodając oczek po obu brzegach, aby pończosze nadać odpowiednią formę i zaokrąglić łydkę. Dopiero gdy zbliża się pięta – ta pięta, która przy ręcznej robocie pończoch tyle zawsze sprawia początkującym kłopotu – maszyna zwalnia tempa, jakby czując wagę i trudność swojego zadania. Odpowiednie zaokrąglenie pięty wymaga bowiem niesłychanej precyzji maszyny, która na tej małej przestrzeni musi wykonać48 kątowych załamań. Reszta stopy idzie już szybko (w nowoczesnych maszynach z szybkością 664,800 oczek na minutę). Gotowe, lecz jeszcze nie zszyte pończochy zjeżdżają do innej sali, gdzie nad ostatecznym ich wykończeniem pracują zarówno maszyny, jak i wprawne ręce robotnic. Szczególnie trudnym jest zeszywanie stopy i pięty za pomocą specjalnej, okrągłej, niesłychanie precyzyjnej maszynki. Maszynowo zeszywa się tuzin par pończoch w przeciągu 40 minut, podczas gdy ręcznie trzebaby wykonywać tę pracę przez kilka dni.
Zeszyte pończochy przechodzą do t. zw. „repaserii”, gdzie poddane są pierwszemu badaniu. Niedokładności w zeszyciu są tu poprawiane, nitki zakańczane i obcinane, poczem pończochy przechodzą do farbiarnii. Tu odbarwia się je z pierwotnej barwy czerwonej, niebieskiej, lub jasno-zielonej, w zależności od użytego gatunku jedwabnej przędzy, poczem farbuje się je na modne odcienie – naciąga na metalowe formy w kształcie nogi i poddaje licznym procederom osuszania. Na ruchomej taśmie przechodzą przez ciepłe i wilgotne pary, następnie przez tunel o suchym i tropikalnie gorącym powietrzu, a kiedy ujrzą już światło dzienne, są wyprasowane i lśniące, jakby wyszły spod żelazka do prasowania. Teraz jeszcze ostatnia próba ich wytrzymałości przez gwałtowne naciąganie, poczem zostają spięte, opakowane i ułożone w kartonowych pudełkach, w których już odbędą drogę do sklepu.
I jeszcze parę ciekawych cyfr: nić, z której powstaje jedna pończocha ma 4,000 metrów długości. W najszerszym miejscu łydki liczy ona około 540 maleńkich oczek. W nowoczesnej fabryce produkuje się dziennie 600 par pończoch, zrobionych ze stu milionów metrów nici z prawdziwego lub sztucznego jedwabiu.
Nic dziwnego, że Maria Stuart musiała się zadowolić jedną jedyną parą pończoch, podczas gdy my zużywamy ich kilka lub kilkanaście par na rok!
E.M”
E. M., Z historii jedwabnej pończochy, Rocznik „Moja Przyjaciółka” 1938, 1938, nr 5, 102-103 (zachowano oryginalną pisownię).
Mirella Paradowska