Całość szkolenia otrzymywanego w ramach uczestnictwa Organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet miała służyć przygotowaniu kobiet na ewentualny wybuch wojny. Kobiety miały sprawować pomocniczą służbę wojskową, ale także znać zasady samopomocy i samoobrony. W poniższym artykule przyjrzymy się jak wyglądały dla pewiaczek pierwsze dni września 1939 roku w poszczególnych miastach. Należy zaznaczyć, że wybrałam je przez dostępność dość szerokich relacji zapisanych przez pewiaczki, a pamiętać musimy, że w całej Polsce w wielu miejscach członkinie PWK włączyły się w aktualne prace obronne.

Mobilizacja na skalę jaką zakładano nie doszła do skutku. 26 sierpnia do komendantek okręgowych i powiatowych z województw zachodnich dotarł rozkaz opuszczenia obozów letnich na których przebywały i natychmiastowego powrotu na swoje terenowe stanowiska. Podobne rozkazy otrzymały instruktorki z pozostałych części kraju. Dalsze rozkazy miały przekazać komórki mobilizacyjne, które jednak nie powstały. Mimo to w ostatnich dniach sierpnia rozpoczęła się intensywna praca.

Warszawa

W stolicy pewiaczki gromadziły się od 3 września w szkole przy ul. Targowej. Stefania Kudelska, inspektorka PWK, zaczęła tworzyć batalion pomocniczej służby wojskowej, który ostatecznie liczył ponad sto ochotniczek. Pierwsze prace podjął on 9 września pod dowództwem podinspektorki Marii Szymkiewiczówny. Pozostawał w dyspozycji komisarza Bronisława Chajęckiego, mianowanego zastępcą na Pragę Komisarza Obrony Cywilnej, prezydenta miasta mjr Stefana Starzyńskiego. Kobiety z batalionu zostały zakwaterowane w Szpitalu Przemienienia Pańskiego, gdzie służyły jako sanitariuszki, obsługiwały kuchnię, pralnię oraz kwatery komisarza i jego łączności. Jedna z grup odpowiadała za transport żywności. Działano także w innych miejscach miasta. Pewiaczki organizowały punkty żywienia i pomocy sanitarnej. Utworzono grupę alarmową, której zadaniem było podjęcie akcji ratowniczej po nalotach bombowych. Po 15 września szpital został zbombardowany i rozpoczęła się szybka ewakuacja chorych. Kwatera batalionu została przeniesiona do budynku Dyrekcji Kolei na ul. Targową. Tam 25 września, wobec zajęcia Pragi przez Niemców, batalion został rozwiązany.

Katowice

Śląskie pewiaczki, którymi dowodziła Elżbieta Zawacka, swoją pracę zaczęły w ostatnich dniach sierpnia. Dwadzieścia trzy instruktorki zostały skoszarowane 31 sierpnia w Komendzie Rejonu Śląskiego PWK, która mieściła się przy ul. Kilińskiego 23. Pełniły służbę łączności, ponieważ zarządzono całodobowy kontakt z jednostkami terenowymi. Instruktorki były odpowiedzialne również za likwidację jeszcze funkcjonujących obozów szkoleniowych i rozlokowanie najmłodszych uczestniczek do domów. Razem z przedstawicielkami ośrodków Pogotowia Społecznego zakładały kantyny dworcowe i punkty szosowe dla przemieszczającego się wojska.

Już pierwszego dnia wojny Komenda Rejonowa utraciła łączność z Komendą Naczelną PWK, więc decyzje musiała podejmować samodzielnie. Zarządzono niszczenie dokumentów i akt. Komenda prosiła także Kierownictwo Rejonowego Urzędu WFiPW o przekazanie broni, jednak z powodu niewystarczającej ilości odmówiono. Wiadomo także, że do Komendy PWK zgłaszały się grupy ślązaczek, które żądały broni i granatów, których Komenda nie miała. Kobiety odsyłano więc do kantyn. Placówki pomocy żołnierzom szybko zaczęły się przekształcać w miejsca pomocy cywilom, tzw. „krople mleka”. Były to także punkty opieki nad dziećmi. Pewiaczki starały się opanować chaos i rozpacz uciekających oraz przeciwdziałać panice. Ostatni taki punkt na Śląsku zamknięto 2 września. Niektóre drużyny, umundurowane, wyjeżdżały wspólnie w kierunku Jaworzna i Krakowa, część z nich maszerowało przed lub razem z oddziałami wojsk. Pozostałe wyjeżdżały indywidualnie. Sama Elżbieta Zawacka przedostała się do Lublina, a stamtąd do Lwowa.

Gdynia

Członkinie PWK z Okręgu Morskiego, którym dowodziła Aurelia Łuszczykiewicz, zostały zmobilizowane i oddane pod dowództwo podpułkownikowi Marianowi Hyli, który dowodził ochotnikami. Pewiaczki otrzymały różnorodne zadania. Zbierały po domach lekarstwa i środki opatrunkowe. Ludność była życzliwie nastawiona i w każdym domu znajdowało się coś, co można było przekazać. Tworzono szwalnie mundurów, pralnie i przeprowadzano zbiórki ubrań. Ochotniczki szyły opaski biało – czerwone dla ochotników, naprawiały mundury. Pomagały im żony wojskowych, sklepy z tkaninami oraz krawcy, którzy ochoczo zabrali się do pracy. Pewiaczki gromadziły broń i amunicję. Jako, że dla zgłaszających się do wojska ochotników brakowało broni ppor. Kazimierz Rusinek wysunął propozycję, żeby uzbroić ich w kosy. Wniosek zaaprobowano. Zbiórkę noży i kos przeprowadzały pewiaczki, pomagały także w warsztatach przy ich oprawianiu.

Pewiaczki pełniły także służbę wartowniczą na przystani Żeglugi Polskiej przybrzeżnej. Sprawdzały dokumenty i stemplowały karty powołania wyjeżdżającym na Hel żołnierzom. Służbę wartowniczą pełniono także przy sztabie pod adresem ul. Zgoda 4.

Członkinie PWK były odpowiedzialne za punkty werbunkowe dla ochotników oraz apelowały do cywilów o oddawanie krwi dla rannych żołnierzy. Rejestrację prowadzono w ogródku jordanowskim, w którym rozstawiono stoliki. Ochotników-krwiodawców od razu kierowano do szpitali.

Część PWK opiekowała się uchodźcami. Zapewniała im opiekę lekarską, zakwaterowanie i wyżywienie.

Z 13 na 14 września Aurelia Łuszczkiewicz oraz DżennetDżabagi – Skibniewska (urodzona w Petersburgu, wnuczka ostatniego władcy Inguszetii, adiutantka w komendzie Okręgu Morskiego PWK) otrzymały rozkaz rozwiązania gdyńskiego PWK. Ich ostatnim zadaniem miało być spalenie dokumentów sztabu dowództwa ochotniczych oddziałów obrony Gdyni. Pracowały do rana. Mundury pewiackie miały jeszcze na sobie. „Po zakończeniu działań wojennych natychmiast z adiutantką i członkiniami OPWK udałam się na różne pobojowiska, celem zidentyfikowania zwłok poległych żołnierzy. W pracy tej pomagała nam okoliczna ludność i młodzież. Sporządziłyśmy listy poległych i rannych, które dostarczono do PCK w Warszawie” pisze w swoich wspomnieniach Aurelia Łuszczykiewicz. 19 września upadło Oksywie, widok był straszny. Na pobojowisku leżały zwłoki żołnierzy i ranni, którym nikt nie udzielał pomocy. Gdyńskie harcerki razem z byłymi członkiniami PWK zdecydowały się na założeniu opasek Czerwonego Krzyża i wyruszenie na pole bitwy. Opatrywały rannych, zbierały poległych i przenosiły ich ciała do Redłowa, gdzie odbył się ich pochówek. Przekazywały listy i dokumenty zabitych ich rodzinom. Gdy niemieccy żołnierze zorientowali się co robią zostały dotkliwie pobite. Po tym zajściu zakończył się wspólny etap prac dla gdyńskich pewiaczek.

Lwów

We Lwowie mobilizację zaczęto jeszcze w sierpniu, dlatego 1 września, bez większych problemów, duża grupa ochotniczek stawiła się do służby w Komendzie Koła Lokalnego PWK przy ul. Kurkowej. Utworzono oddział, który oddano do dyspozycji Brygady Ochrony Narodowej, które przekierowywało do najpilniejszych prac. Oddział odpowiadał za kuchnie polowe, obsługę transportu żywności i dostawy posiłków na linie, a także obsługę szwalni i pralni, w których prano między innymi bandaże. Organizowano obronę przeciwlotniczą i przeciwpożarową ludności cywilnej. W relacji Marii Wittekówny z kolejnych dni czytamy: „W dniu 8 września dowódca Okręgu Korpusu VI gen. Władysław Langer powołał warunkowo, z braku rozkazu Ministerstwa Spraw Wojskowych – bez formalności poborowych, kobiecy batalion pomocniczej służby wojskowej pod dowództwem inspektorki PWK Haliny Wasilewskiej. W skład jego zostały włączone ewakuowane grupy ochotniczek PWK z zachodu i północy kraju, które dotarły do Lwowa. Batalion liczył łącznie ponad 150 żołnierzy, zakwaterowany był w ośrodku sportowym Okręgowego Urzędu WFiPW przy ul. Jabłonowskich”. Wśród wspomnianych „kobiet z zachodu” była również Elżbieta Zawacka ze swoimi śląskimi koleżankami – Marią Zerzoń, Janiną Kowalską, Anną Klisiówną, Łucją Beinbrecht. Trafiły one do zespołu przeciwczołgowego, który trzeba było zaopatrywać w butle z benzyną. Na początku przygotowywano je w dużej hali sportowej przy ul. Jabłonowskich. Zawacka w swoich wspomnieniach relacjonuje: „Wielka hala była przesycona oparami benzyny, nocą oświetlona silnym światłem elektrycznym, czerpiącym prąd z huczącego dynama (w mieście nie było już wówczas elektryczności). Do wybuchu starczyłaby jedna iskra lub rozżarzony odłamek bomby rzuconej z wciąż krążących samolotów niemieckich. Ale to było w ogóle nieważne.” Gotowe butelki dowożono do drużyn ciężarówką. Gdy Lwów został otoczony śląskie instruktorki zgłosiły się do jednej z drużyn. „Byłyśmy poddane serii bolesnych zastrzyków, ćwiczyłyśmy rzuty. Miałyśmy stanąć po dwie kobiety z zapasem benzynówek w głębokich dołach wykopanych przy szosach wlotowych do Lwowa, czekać na podjeżdżające czołgi. Ja nie zdążyłam zająć stanowiska”, wspomina Zawacka.

W innym miejscu niespodziewany atak czołgów niemieckich spowodował, że walczące oddziały wspomagało dziesięć kobiet, które dowoziły broń, amunicję i granaty z magazynu Okręgowego Urzędu WFiPW przy ul. Kurkowej. Ochotniczki były skuteczne, mimo nalotu na ulicę podczas którego musiały pracować. Atak czołgów został zatrzymany.

Maria Wittekówna w swojej relacji pisze dalej ta: „Dnia 15 września otrzymano spóźnione rozkazy Min. Spraw Wojskowych i natychmiast powołana została komisja poborowa, w skład której weszły inspektorki PWK: dr Zofia Franio, Halina Piwońska, Wiktoria Stokowska. Przystąpiła ona do pracy, ale nie ukończyła jej, bowiem przed wkroczeniem do Lwowa wojsk radzieckich kobiecy batalion został 20 września rozwiązany.” Ostatnie dni obrony Lwowa wspomina także Zawacka: „Niemcy wycofują się na zachód. 22, może 23 września do Lwowa wjeżdżają pierwsze czołgi rosyjskie, na jednym z nich kobiety – żołnierze. Na ulicach coraz więcej samochodów ciężarowych, z wielu z nich schodzą kobiety w brudnych, cuchnących, obszarpanych płaszczach wojskowych, z karabinami na sznurkach. Niewiarygodne, ale coraz więcej dziewcząt i kobiet lwowskich paraduje w czerwonych beretach, chustkach, bluzkach. Nasz batalion przestał istnieć. Skończył się nasz udział w kampanii wrześniowej. Rozeszliśmy się do prywatnych kwater u znajomych instruktorek lwowskich, zdjęłyśmy mundury. Kwaterowałam z grupką instruktorek śląskich w gościnnym domu dentystki Heleny Dobrowolskiej przy ul. 11 listopada, kilka innych mieszkało przy ul. Zadworzańskiej (?) u kol. Skulskiej. Zaczęły się smutne zabiegi o przetrwanie we Lwowie, potem w październiku zabiegi o przedostanie się na drugą stronę Sanu, obstawionego przez Niemców. Spotkałyśmy się znowu na Śląsku na początku listopada 1939 r. lub nieco później, rozpoczynając nowy etap służby wojskowej w Służbie Zwycięstwu Polski – Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej.”

Cytaty wspomnień Elżbiety Zawackiej pochodzą z książki „Szkice z dziejów Wojskowej Służby Kobiet”, rozdział 5. Moja kampania wrześniowa 1939r., Elżbieta Zawacka, Toruń 2001.

Cytaty wspomnień Marii Wittekównych pochodzą ze Słownika Uczestniczek walki o niepodległość Polski 1939 – 1945, podrozdział Kobiece bataliony pomocniczej służby wojskowej w Warszawie i Lwowie we wrześniu 1939, Warszawa 1988.

Cytaty wspomnień Aurelii Łuszczkiewicz pochodzą z książki „Gdynia 1939 relacje uczestników walk lądowych” Wacław Tym, Andrzej Rzepniewski.

Marta Muranowicz