Drużyny Pracy Społecznej w pełni zaczęły rozwijać swoją działalność w latach trzydziestych XX wieku. Kiedy po ukończeniu wyszkolenia ogólnowojskowego i kursu fachowego pewiaczki nie chciały rozstać się z działalnością w Organizacji PWK, tutaj kontynuowały swoją służbę. W dniu 4 października 1935 roku Komendantka Naczelna wydała regulamin Drużyn Pracy Społecznej. Drużyna dzieliła się na sekcje, w zależności od wyszkolenia fachowego uczestniczek, a całością kierowała rada drużyny powstała z wyboru. Jednym z zadań drużyny była praca społeczna w przeróżnych formach na rzecz danego środowiska. Pomagano w adiutanturze komendy koła i okręgu, w magazynach, szwalniach, świetlicach, pełniono funkcje szefów i drużynowych w różnych jednostkach szkoleniowych, organizowano zbiórki uliczne, w okresie świąt – „gwiazdkę” czy „święcone”, wieczorki w szkołach, szpitalach, domach starców. Drużyny Pracy Społecznej przygotowywały programy pracy i zaopatrzenia dla obozów letnich i zimowych, stałych oraz wędrownych. Dzięki poznawaniu literatury w zakresie problemów środowiskowych, gospodarczych i kulturalnych okolic, w których obozy miały funkcjonować, dziewczęta były w pełni przygotowane do swoich zadań. We wsiach organizowano pełne uroku ogniska i wieczory świetlicowe, pomoc sanitarną, przy żniwach i w gospodarstwie, opiekę nad dziećmi, a to wpływało na wzajemne bratanie się pewiaczek ze społeczeństwem, a także dawało dziewczętom możliwość poznania kraju i ludzi.

Więcej o służbie w Drużynach Pracy Społecznej, a przede wszystkim o niezwykłych obozach wędrownych, dowiecie się z poniższego artykułu pochodzącego z „Bluszcza” – społeczno – literackiego tygodnika kobiecego (nr 43, 23 października 1937 roku). Zapraszamy do lektury! 

Stanisława Zielińska

„Wędrujące dziewczęta”

Wszelka praca, czy inicjatywa społeczna zdobywa sobie prawo do bytu i powszechnego uznania, jeśli wywodzi się z rzeczywistej potrzeby.

Dokładny sprawdzian prawa potrzeby znaleźć można w pracy Organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet do Obrony Kraju (O.P.W.K. do O.K.).

Nie wszyscy jeszcze zdają sobie sprawę, jak właściwie przedstawia się praca pewiacka. Częstokroć bierze się pod uwagę jedynie zewnętrzne formy, nie starając się zgłębić, w jakim stosunku pozostają one do treści.

Mundur, spodnie, „melduję posłusznie” – wszystko to wywołuje albo lekceważące określenie: „zabawa w wojsko”, albo co gorsza grzmiące oskarżenia w rodzaju: „utrata kobiecości”, „deformowanie psychiki”, „zdrada najświętszych obowiązków” – obrażające głęboko zmysł humoru.

Organizacja P.W.K. szkoląc kobiety, w ramach dekretu Pana Prezydenta R. P. z 1934 r. o wojskowej służbie pomocniczej, do służb wchodzących w jej zakres, z konieczności stosuje w swej pracy metody wojskowe.

Pewiaczki przygotowują się do ścisłej współpracy z wojskiem, a więc są obowiązane poznać prawa i przepisy, normujące jego życie i umieć się do nich dostosować. Ma to znaczenie nie tylko na wypadek wojny. Służba w wojsku, obok zasadniczego zadania szkolenia rekruta, ma na celu wyrobienie w nim gotowości, w imię zaprzysiężonej ofiary krwi, do każdej pracy dla państwa, gotowości do podporządkowania się w każdej chwili potrzebie ogólnej.

Praca pewiacka oparta na tych samych założeniach. Wyszkolenie osobiste uczestniczek jest samo w sobie wartością. Jednocześnie zaś stanowi podłoże głębszych osiągnięć dla całokształtu pracy.

Jest to zarazem moment zasadniczy i moment wstępny. Zasadniczy jeśli chodzi o przeszkolenie uczestniczek, wstępny jeśli bierzemy pod uwagę bieżące wyniki pozytywne.

Członkinie organizacji P. W. K. po ukończeniu przysposobienia ogólno – wojskowego i kursu fachowego oraz odbyciu praktyki w zakresie osiągniętego wyszkolenia przechodzą do Drużyn Pracy Społecznej.

Drużyna Pracy Społecznej jest samodzielną jednostką organizacji, placówką utworzoną poza jej granicami dla pracy i propagandy haseł przygotowania do obrony kraju wśród społeczeństwa.

Jako przykład pracy drużyn wymienię obozy zorganizowane w tym roku w Bakałarzewie nad granicą pruską (21 km od Suwałk), w Postołówce na Kresach.

Uczestniczki obozów zorganizowały wśród ludności wiejskiej pomoc sanitarną i lekarską, prowadziły przedszkole oraz świetlicę dla dziatwy. Pomagały gospodarzom w pracy na roli, znajdując przy tym sposobność do wymiany myśli i niejednokrotnego tłumaczenia i prostowania błędnych wiadomości i poglądów, urobionych wskutek agitacji państw obcych. Urządzały ogniska programowe, ukazując w tańcu i piosence piękno polskich zwyczajów ludowych, zapoznając z życiem żołnierza, zagadnieniami Polski współczesnej i chwili bieżącej.

Zdjęcie zamieszczone przy artykule.

Na podobnych zasadach organizowane są obozy wędrowne, którym należy się specjalne omówienie, gdyż są one przejawem pracy pewiackiej.

W roku bieżącym organizacja P. W. K.  zorganizowała dwa obozy wędrowne, na pograniczu polsko – niemieckim w Poznańskim i na Pomorzu.

Jeden na trasie Zbąszyn – Rawicz – 151 km, drugi na trasie Lubawa – Działdowo – 72 km, (długość trasy obliczona w linii prostej, bez zboczeń).

Uczestniczki obozów wędrowały od wsi do wsi, zatrzymując się w każdej miejscowości przeciętnie na jeden lub dwa dni.

Zdjęcie zamieszczone przy artykule.

Program w zasadniczych zarysach odpowiadał programowi obozów Drużyn Pracy Społecznej, tylko poszczególne prace nosiły, rzecz prosta, charakter dorywczy. O ile uczestniczki Drużyn Pracy Społecznej wykorzystywały w swej akcji przede wszystkim moment pracy, tu wielkie usługi oddał pewiaczkom sam moment efektu.

Garść dziewcząt w szarych mundurach, poprzedzona wozem „załadowanym” kwatermistrzem wraz z ekwipunkiem obozowym, z piosenką na ustach wkracza do wsi. Zainteresowanie jest oczywiste – w mgnieniu oka otacza pewiaczki gromada zaciekawionych dzieciaków, za nimi w dostojnej odległości, jak gdyby w przejściu, zjawiają się dorośli.

Szare dziewczęta rozchodzą się po wsi na tak zwane „wywiady”. „Wywiady” mają cel podwójny: materialny – wyszukanie kwater i zakupienie żywności, duchowy – nawiązanie kontaktu z ludnością. Wkrótce na pobliskiej łące roześmiana świetliczarka gromadzi zagapione dzieciaki. Rozpoczynają się gry i zabawy, przeplecione interesującą i pożyteczną pogadanką.

Tymczasem „sanitet” kręci się po wsi ze swoją apteczką i dobrymi chęciami. Za chwilę poradnia jest otwarta, każdy z pacjentów oprócz bezpłatnie udzielonej porady a bardzo często i lekarstwa otrzymuje ilustrowaną broszurę P. C. K., zawierającą wiadomości o udzielaniu pierwszej pomocy i pielęgnowaniu chorych.

Część wędrujących dziewcząt rozeszła się po obejściach, angażując się do pomocy w gospodarstwie, a część przygotowuje „numery” na ognisko.

Zdjęcie zamieszczone przy artykule.

Ognisko jest najważniejszym momentem pracy obozu wędrownego, decyduje ono o nastawieniu wsi do szarych dziewcząt i decyduje zawsze na plus.

Śpiewaczkom nie zawsze dopisują zakurzone gardła, a tancerką schodzone nogi. Komendantka obozu uważnie ogląda zapatrzone i zasłuchane oblicza wiejskich gości, nim zacznie im mówić o Polsce, o pracy dla Niej, o P.W.K. – jej założeniach i umiłowaniach. Ale goście nie spostrzegają niedociągnięć i nie sarkają na przerwę w barwnym i wdzięcznym spektaklu, spowodowaną przemówieniem komendantki.

Zdjęcie zamieszczone przy artykule.

A nazajutrz, gdy wędrujące dziewczęta opuszczają wioskę, cała ludność odprowadza je do rozstaja. Tym razem powoduje nią nie tylko zaciekawienie niezwykłymi gośćmi – pewiaczki oprócz tęczy barw w oczach i gamy tonów w uszach pozostawiły po sobie ślad w sercu.

Podczas czytania sprawozdań z obozu przy słuchaniu opowiadania jednej z komendantek, między wierszami kroniki obozowej, mimo woli nasuwały mi się porównania z Wańkowicza (Na tropach Smętka).

Tylko że Wańkowicz jeździł szukać polskości poza granicami Rzeczypospolitej, na dawnych jej ziemiach, a pewiaczki jeździły czynić polskość bardziej raźną, polskość nie oblicza i mowy, ale duszy i serca, nad granicą obcego, zaborczego państwa.

I o ile trwożnie nieraz i smutno bywało autorowi (Na tropach Smętka), że poza polską twarzą i słowem nikłe przejawy polskiej duszy znajdował, o ileż bardziej trwożniej i smutno musiało być wędrującym dziewczętom, gdy wszędzie tam, gdzie Polska musi być najbardziej oczywista, napotykały ślady wrogiej agitacji. Pocieszającym jest fakt, że ślady te przy umiejętnie zorganizowanej i poprowadzonej pracy społecznej dadzą się łatwo zatrzeć.

A wywnioskować to najlepiej z przebiegu rozmów między ludnością a pewiaczkami.

Z początku z niedowierzaniem, jakby chcąc brutalnie położyć kres indagacji, mówiono, że tam za granicą jest lepiej.

Wieśniacy są zamożniejsi, niż u nas, gospodarstwa dobrze zaopatrzone, oświata stoi wyżej, praca społeczna racjonalnie zorganizowana. Za roboty rolne w Niemczech wynagradzają o wiele sowiciej i w gotówce i w wyżywieniu.

Jednym słowem tam szczere złoto, a u nas szczery piaskowiec. (Wiadomo jednak, że nie ze złota wznosi się gmachy).

Potem gdy niedowierzanie rozpłynęło się w serdecznym uśmiechu pewiackim, a wszelkie argumenty skutecznie odparto, mówiono o wiele inaczej. Mówiono już tylko o tym, jak jest tu, bez porównań.

Zwracano dużą uwagę, co jest objawem wysoce pocieszającym, że nie ma po wsiach zorganizowanej pracy społecznej, brak po prostu ludzi, którzyby się nią zajęli. Istnieje Związek Mazurów, ale ten przepełniony jest ambicją mazurską, jakby ambicja mazurska była czymś innym od ambicji polskiej.

Zastanawiające jest, czemu na niezmiernie ważnym terenie, jakim jest pogranicze z zaborczo nastrojonym państwem, działalność naszych organizacji społecznych tak słabo się zaznacza.

Doprawdy na tym tle szare Wędrujące dziewczęta, gdyby nie wdrożono im w pracy przekonania, że spełniają po prostu swój obowiązek wobec społeczeństwa i organizacji, śmiało mogłyby pozwolić sobie na zarozumiałość.

Ale o tym wśród pewiaczek nie może być mowy.

A gdy powrócą, aby zameldować swojej komendantce o ukończonej pracy letniej, to pierwsze słowa, jakie po służbistym meldunku padną, będą:

Trzeba zwrócić uwagę polskiej pracy społecznej na konieczność wytężonej akcji na wsi. Szczególnie na agitowanym pograniczu.

Słowa te poprze się, według metody pewiackiej, pracą.

Organizacja P.W.K. zamierza na przyszły rok, wobec doskonałych wyników, jakie dały w tym roku obozy wędrowne i wobec spostrzeżeń, jakie poczyniły, obsadzić całą granicę obozami stałymi lub wędrownymi.

Szlachetnej inicjatywie i szlachetnej pracy z życzeniem, aby stała się wzorem i impulsem do naśladowania. Cześć!!!

Zdjęcie zamieszczone przy artykule.

Bibliografia:

Zawacka E., Czekając na rozkaz, Lublin 1992

Zielińska S., Wędrujące dziewczęta, „Bluszcz”1937, nr 43, s. 12 – 13

Mirella Paradowska