Ostatnie lato pokoju… Mimo, że nastroje były różne i przewidywano wybuch wojny życie wakacyjne toczyło się bez żadnych przeszkód. Oczywiście w podróż nie wyjeżdżał każdy. Mogli sobie na to pozwolić tylko bogatsi mieszkańcy miast. Wakacyjne wyjazdy modne stały się dopiero niedawno. Osoby, które zamieszkiwały wsie na wypoczynek nie mogły sobie pozwolić, był to dla nich okres najintensywniejszej pracy. Większe miasta pustoszały, a prawdziwy wakacyjny rozkwit przeżywały uzdrowiska. Podobnie jak dzisiaj, wypoczywający dzielili się na dwie drużyny – morze lub góry.

Zanim wyjedziemy na wakacje należy się zastanowić w czym podróżować. „Więc do podróży, czy to samochodem czy koleją, nałoży Pani lniany komplet, składający się z żakiecika zapinanego aż pod samą szyję i zakończonego wykładanym kołnierzykiem” czytamy w artykule z „Mojej przyjaciółki” z 10 lipca 1939. Komplet miała uzupełnić plisowana spódnica o jeden ton ciemniejsza od żakietu. Po podróży oczywiście nie należy pozostać w takim komplecie. Autor artykułu, Mieczysław Borkowski, proponuje zdjęcie żakietu i pozostanie w bluzeczce, która nie mogła ulec zabrudzeniu, jeśli tylko pani przezornie nie rozpinała żakietu w czasie podróży. O tym, że człowiek się poci, gdy na zewnątrz panują wysokie temperatury i przez to bluzeczka jednak mogła być już nie do użytku Borkowski nie pomyślał. Eleganckie pantofelki można było przebrać już na sandałki i założyć letni kapelusz z szerokim rondem.

Żeby podpatrywać letnią kobiecą modę należy udać się do miejscowości letniskowej. Kuracjuszki stawały tam pod hasłem „wyglądać jak najładniej, jak najbardziej interesująco!” (Pani w miejscowości kuracyjnej, Moja Przyjaciółka 14-25.07.1938). Zgodnie z tym hasłem moda stawała się coraz bardziej śmiała, pełna kolorów i niespotykanych fasonów. Jadwiga Zdrojewska na łamach Mojej Przyjaciółki pisze tak: „Szczególnie na plażach trudno się jest zorientować, co właściwie przepisowo nosić należy, bo obok piżam widnieją shorty, obok shortów spódniczki, płaszcze i peleryny oraz suknie plażowe, które chyba należy uznać za ostatni krzyk mody”. Skupmy się więc najpierw na wywołanej już modzie plażowej. Suknie o których wspomina autorka były długie do kostek, bez rękawów oraz z rozcięciem od pasa do samego dołu. Pod nie zakładano krótkie spodenki z tego samego materiału, co suknia. Zdrojewska komentuje nowy krój w ten sposób: „Doprawy, pomysł to równie niezwykły jak perwersyjny. Niby skromna, długa suknia, a przecież ukazuje całe nogi i krojem przypomina owe wielkie kreacje div kabaretowych, które podziwiamy na scenie w czasie zimy”.

Powyżej opisana suknia była nowością i innowacją, natomiast innym strojem na plażę, bardzo popularnym i chętnie wybieranym była piżama. Mimo iż moda sugerowała, że jest ona przeżytkiem i lepiej będzie, gdy zastąpią ją dwuczęściowe stroje używano jej do końca lat 30stych. Szczególnie korzystnie w piżamach wyglądały panie wysokie i szczupłe. „Do piżamy trzeba zabrać dwa komplety: do opalania się bardzo wydekoltowaną na plecach kamizelkę (wzorzyste chustki zastępujące biustonosz są już mniej modne!), najlepiej z płótna w barwne pasy i na chłodniejsze dni – wesoły jakiś sweterek, który będziemy też mogły nosić do spódniczek w dni pochmurne, gdy nie będzie można się kąpać ani plażować.” (Moja Przyjaciółka, 10.06.1937) Dopełnienie góry stanowiły długie, szerokie spodnie.

Wspomniane wcześniej zostały także shorty, czyli dość krótkie szerokie spodenki. Zamiast nich wybierano także krótkie spódniczki. I na shorty, i na spódniczki czasem zakładano też dłuższe spódnice zapinane z przodu na rząd guziczków. Shorty i dwuczęściowe kostiumy królowały, aż do 1939 roku, co potwierdza tajemnicza „Jane” w artykule „Na plażę” z Mojej Przyjaciółki z 10 lipca 1939 roku. Mimo różnych innowacji i coraz większej odwagi pań aż do końca lata w 1939 roku tak naprawdę najchętniej ubierano jednoczęściowy kostium trykotowy z krótkimi nogawkami i okrągłym dekoltem. Niektóre z nich miały głęboki dekolt na plecach. Taki kostium najczęściej był z dość grubej i ciemnej wełny, a dokładniej z wełnianego trykotu. Zdobić go mógł kontrastowy pasek w talii.

Zmieniały się natomiast dodatki. Najmodniejszym materiałem do ich wyrobu była cerata z której wykonywano torby plażowe. W roku 1938 królowały torby płócienne, ale okazały się niepraktyczne, bo łatwo się brudziły i trudno dopierały. Natomiast cerata okazała się bić je na głowę i pod kątem praktycznym, i pod kątem estetycznym. Oczywiście takie torby powinny zostać ozdobione kolorową aplikacją. Głowy pań zdobiły kapelusze o przeróżnych fasonach. Jedne były olbrzymie, nieproporcjonalne i bardzo dekoracyjne. Inne, malutkie i skromnie zdobione. Natomiast w praktyce na plaży panie najchętniej nosiły „zwykły trójkącik z kolorowego jedwabiu zawiązany sposobem chłopskim pod szyję” (Moja Przyjaciółka 14-25.07.1938). Moda modą, ale w przedwojennym świecie, tak jak i obecnie, trudno zmieniać całą garderobę każdego sezonu.

W innej sytuacji znajdują się panie, które postanowiły, że wakacje spędzą w górach, a nie nad morzem. Muszą one bowiem skompletować ubiory sportowe na wycieczki górskie. Jeśli będą to tylko krótkie przechadzki warto zainwestować w spódnicę z lekkiej wełny z kieszeniami, bluzeczkę i luźny żakiecik z flauszu. Natomiast na dalekie wyprawy należało zaopatrzyć się w spodnie, które nie będą krępować ruchów. Mogły być długie lub krótsze, wąskie z koniecznością założenia do nich pończoch. „Ładnie wygląda do nich lekka bluzka, z krótkimi rękawami, w kolorze nie białym, lecz pastelowym lub w tonie sportowym, szarym lub myszkowym”. (Moja Przyjaciółka 14-25.07.1938). Uzupełnieniem kompletu jest kamizelka w kratę. Inną opcją są spódnico – spodnie na kształt litery A. Równie wygodne, a są kompromisem dla pań, które nie odważą się na ubranie spodni.

Oprócz plażowania, czy wycieczek górskich w czasie wakacji spotykano się na rozmowy przy herbatce lub wodach zdrojowych, czy spacerowano. Dlatego w walizce pań musiały się znaleźć codzienne komplety. Końcówka lat 30stych to wyraźne zmiany. Spódnice i sukienki sięgające do połowy łydki przybrały tendencję do skracania się i sięgania tuż za kolano. Były coraz bardziej rozkloszowane. Góra sukienek oraz bluzki były raczej dopasowane, podkreślano ramiona. Rękawki miały duże bufki lub składały się z kilku falbanek. Powoli dążono do uzyskania sylwetki klepsydry, czyli szerokich ramion i bioder, a wąskiej talii, która na dobre miała rozgościć się w modzie lat 40stych. Zaczęto też chętniej zamiast sukienek wybierać komplety: spódnica i żakiet, które sprawdzały się znakomicie u pań, które podjęły pracę. Były praktyczne, a zarazem eleganckie. Dużą wagę przywiązywano do dodatków podkreślając, że dzięki nim ta sama sukienka może wyglądać zupełnie inaczej. Przez cały okres międzywojenny nie można było pojawić się na ulicy bez pończoch, kapelusza i rękawiczek. Talię chętnie podkreślano paskiem, który mógł być w kolorze sukienki lub kontrastowy dopasowany do torebki, czy kapelusza. Buty zmieniały się zależnie od okazji, na co dzień zakładano półbuciki lub pantofle z zamszu lub skóry. W lato można było natomiast wybrać sandałki na obcasie lub płaskie do których zamiast pończoch zakładano białe skarpetki.

I chociaż letnia moda, a zwłaszcza ta plażowa, była kolorowa to nie można zapominać o klasyce. I tak jak w zimie klasycznym kolorem jest czerń, tak w lecie jest to biel. Białe ubiory są odpowiednie zarówno w mieście, jak i na letnisku. Biała wełenka, płótno, pika, czy surowy jedwab – każdy ten materiał jest chętnie wybierany na co dzień w czasie lata. Na wieczorowe kreacje natomiast pani użyje krepy jedwabnej lub tiulu. Do białych codziennych sukienek zalecano nosić kolorowe dodatki – pasek, kokardę, szarfę, a w chłodniejsze dni żakieciki w kolorze czerwonym, żółtym i szafirowym. Biel to także kolor przeznaczony na ubiory sportowe, szczególnie przypisany strojom tenisowym, czyli wygodnym sukienkom lub kompletom z krótkimi shortami.

Końcówka lat 30stych to także moda na krajowe wyroby z lnu sięgające inspiracjami do ludowych zdobień i wzorów. Najmodniejsze są ubiory z lnu w naturalnym kolorze, ale spotyka się także len fabryczny barwiony lub przetykany kolorowymi nitkami. Autorka artykułu z Mojej Przyjaciółki z 10 czerwca 1937 roku przekonuje, że „można z nich szyć suknie, nawet dość fantazyjne i bardzo ładne bluzki”. Przypomina tylko, że lnianych wyrobów nie można nosić „bez spodu, bo są przejrzyste”. Moda na len przyjęła się i była chętnie noszona. Sukienki zdobiono haftem, kolorowymi wypustkami oraz ożywiano barwnymi dodatkami takimi jak pasek w żywym kolorze. Do lnianych kostiumów zalecano noszenie bluzek z kolorowego płótna, które miały dodawać wdzięku i stylu. Na tym nie poprzestawano, bo z lnu powstawały także nakrycia głowy! Chętnie noszono kapelusze, zarówno z mniejszym rondem, jak i z dużym, które to już wymagało odpowiedniego usztywnienia.

Przy wyborze materiału na letnie sukienki królowały te wzorzyste w odcieniach jasnych i wesołych. Wszak letnia pogoda wprowadza w pogodny nastrój, co przekłada się także na nasz ubiór. Wybierano materiały w drobne kwiatowe wzory. „Kwiaty, kwiaty, kwiaty i jeszcze raz kwiaty, wszędzie i pod wszelkimi postaciami” nawołuje „Alathea” w artykule z Mojej Przyjaciółki z 10 czerwca 1937 roku, a następnie zapytuje: „Jakie kwiaty są specjalnie modne? Trudno to określić, gdyż każda z wielkich konfekcyjnych firm paryskich lansuje inne w swoich kreacjach. I tak np. Maggy – Rouff lubuje się w tym roku specjalnie w dużych białych i liliowych fiołkach, Chanel lansuje kwiat anemonu, Worth tulipany i orchidee, Schiaparelli – drobny groszek pachnący, Molyneux – róże”. Jeśli któraś z pań jednak nie chce swojej całej kreacji mieć w kwiaty to alternatywą jest gładki materiał ozdobiony np. pękiem kwiatów przy dekolcie, na ramieniu lub przy pasku. Oczywiście mimo wielkiego zamiłowania do kwiatowych wzorów nie mógł być to jedyny wybór. W sklepach pojawiły się tkaniny w geometryczne, drobne wzory– kropki, kwadraciki, a nawet w gwiazdeczki.

Panie pozostające w domach również musiały radzić sobie z letnimi upałami, a przy tym wyglądać wakacyjnie i modnie. Kulczycka na łamach Mojej Przyjaciółki z 10 lipca 1939 roku opisuje strój ogrodniczki, który konieczny jest w przypadku zajmowania się dużym ogrodem. Ma być on wygodny, ale jego zadaniem jest także chronić cerę i ręce. Autorka artykułu „Strój ogrodniczki” proponuje długie spodnie ściągnięte w przegubach zamiast spódniczki, której brzegi uległyby zabrudzeniu. „Ludzie szybko przyzwyczają się do widoku spodni, choć początkowo są nim zaskoczeni”, dodaje, po czym kontynuuje opis ubioru: „Do tych spodni nosimy różne bluzki, to lżejsze to cieplejsze i w razie wiatru lub deszczu – wiatrówkę lub żakiet z płótna impregnowanego. Wszystkie te części garderoby muszą być zaopatrzone w duże kieszenie, w których chowamy drobne przedmioty jak nasiona, łyko, nożyce itp.”. Należy wybrać półbuty oraz mocne pończochy lub skarpetki. Można też ubrać sandałki na bosą stopę, jednak Kulczycka przestrzega, że będzie to mało praktyczne. Do lżejszych prac takich jak przycinanie kwiatów można bez obaw założyć sukienkę, która nie będzie krępować ruchów. Dla ochrony można także ubrać ochronny fartuch, który należy szyć w kolorze gleby, co będzie sprawiało, że będą mniej widoczne zabrudzone od ziemi.

Na koniec jeszcze słów kilka o „sztuce pakowania”, o której właściwie należałoby wspomnieć na samym początku. Niezbędnych rad udziela Halina Święch – Stypułkowska. Zaleca, żeby o wyjeździe zacząć myśleć odpowiednio wcześniej, tak aby zaoszczędzić sobie nerwów i irytacji przy pakowaniu się na ostatnią chwilę. Najpierw powinno się zrobić spis potrzebnych rzeczy, a następnie sprawdzić, czy jeszcze czegoś nie potrzeba zakupić lub uzupełnić. Jeśli jesteśmy pewni, że mamy już wszystko możemy przejść do pakowania się. Na krótkie wyjazdy powinien starczyć mały neseser, natomiast na dłuższy trzeba zaopatrzyć się w większą walizkę lub kufer. Walizkę wykładamy płótnem, którym później przykryjemy wszystkie rzeczy. Ma to zapobiec dostawaniu się kurzu i zabrudzeniom. Na spód układamy rzeczy najcięższe – bieliznę pościelową, ręczniki i bieliznę osobistą. Wszystko to uszczelnia się pończochami i drobiazgami. Na wierzch układa się ubrania, a po bokach buty. Na samej górze kładziemy przedmioty delikatne, owinięte w papier. Kapelusze pakuje się do osobnego pudła, które nie tylko zabezpiecza je przed uszkodzeniami, ale także wygląda bardzo estetycznie. Tak przygotowani możemy ruszać ku wakacyjnym przygodom!

Marta Muranowicz